21 sierpnia to dla AKŻ Speedway Ostrów data wyjątkowa. To właśnie wtedy rozpoczyna się historia żużla amatorskiego w naszym wykonaniu. Na torze Kawcze w Śremie wzięliśmy wtedy udział w swoim pierwszym treningu. Swoich sił spróbowali wtedy Mateusz i Cezary Kozaneccy, Artur Kruszyk i Jarosław Wawrzyniak. Dodajmy, że również w 2011 roku swój pierwszy trening odjechał także Michał Waluszyński.
Jednak nie byłoby tego, gdyby nie motocykl, jaki jeden z naszych zawodników – Mateusz Kozanecki – otrzymał na 18. urodziny. To była ręczna robota, w całości wykonany przez Jarka Wawrzyniaka sprzęt z silnikiem WSK. Nie byłoby też treningu w Śremie, gdyby nie motocykl zakupiony przez jednego ze współzałożycieli klubu Artura Kruszyka.
Kompletnie nieprzygotowani, bez skompletowanych strojów, z tym, co było pod ręką, rozpoczęliśmy przygodę z żużlem w amatorskim wydaniu. Zaledwie dwa tygodnie później były pierwsze zawody – Piknik Żużlowy w Śremie – i pierwszy wygrany wyścig, oczywiście na WSK.
W tamtym momencie nikt nie marzył w ogóle, aby znaleźć się na torze z prawdziwego zdarzenia. Wystarczyło to, co było w Śremie, gdzie aby móc przez chwilę pojeździć, należało włożyć w to dużo ciężkiej pracy.
W trakcie tych dziesięciu lat wiele rzeczy nie wydarzyłoby się, gdyby nie dzieło przypadku, bądź pomoc niezwykle przychylnych ludzi. Tak było choćby w 2014 roku, kiedy ostatecznie zadebiutowaliśmy na torze w Ostrowie.
Rok później powstał Amatorski Klub Żużlowy. Drużyna zaczęła się rozrastać i obecnie zrzesza w swoich szeregach ponad 20 zawodników z trzech państw. A w kolejce czekają kolejni chętni na jazdę w czarno-biało-czerwonych barwach.
Trudno w kilku zdaniach opisać to, co działo się przez ostatnich dziesięć lat. To niesamowita przygoda, która wciąż trwa, zaskakuje, czasem frustruje. To dziesiątki tysięcy pokonanych kilometrów, setki znajomości i przyjaźni, przeżycia, których nic nie zastąpi.
To droga wypełniona cierpliwością, wytrwałością i dążeniem do celu. Od jazdy na motocyklu z silnikiem WSK na prowizorycznym torze, do startu w Stanach Zjednoczonych, który do tej pory wydaje się czymś nierealnym.
To historia, która wciąż trwa i nie wiemy, co przyniesie przyszłość, ale wierzymy, że kolejne wspaniałe doświadczenia w gronie przychylnych nam osób, które bardzo nas wspierają! Drugie dziesięciolecie zapowiada się niezwykle ciekawie.
A tak ostatnich dziesięć lat podsumował prezes AKŻ Speedway Ostrów, Cezary Kozanecki:
21 sierpnia 2011 pełni emocji i zapału pojechaliśmy na tor w Kawczu, na nasz pierwszy trening w życiu. Trzy auta, osiem osób, w tym czterech kandydatów do jazdy. Do dyspozycji mieliśmy jedną Jawę i ramę z silnikiem WSK 125. Patrząc na to dzisiaj, byliśmy zupełnie nieprzygotowani.
Nie mam na myśli narzędzi czy części zamiennych, ale ze stroju żużlowego to mieliśmy chyba tylko kaski i niektórzy gogle. Nic więcej. Jakieś ciuchy robocze, buty, oczywiście bez łyżwy, ale w niczym to nam nie przeszkadzało, aby spełnić marzenie – spróbować swoich sił na motocyklu żużlowym.
To była bardzo gorąca niedziela, nie tylko z powodu wrażeń, ale także temperatury. Tor z żużlowej szlaki, w polu i ani grama wody. Kurzyło się tak, że po treningu każdy wyglądał jak górnik po szychcie. Naszemu fotografowi tak zapylił się obiektyw od aparatu fotograficznego, że przestał działać, ale zdjęcia mamy do dziś.
Jeśli chodzi o mnie, to była raczej przejażdżka po torze, a nie trening, ale pierwszy kontakt z motocyklem był i to było najważniejsze. „Jaras” jako jedyny z nas potrafił odkręcić gaz. Oczywiście były też pierwsze uślizgi, ale na szczęście niegroźne.
Tor w Kawczu był prowizoryczny, gdzieś w polu, przy obwodnicy Śremu, ale miał swój klimat i chętnie tam jeździliśmy, pomimo wszystkich niedogodnień. Organizowaliśmy tam nawet turnieje czy oglądanie Grand Prix przy ognisku, z przenośnej anteny satelitarnej, dekodera i agregatu, który woziliśmy, żeby mieć prąd.
Dzisiaj mija dziesięć lat od tego wydarzenia. Jesteśmy na stadionie w Libercu, u sympatycznego pana Verousa Kollerta, który zawsze wita nas z uśmiechem i otwartymi ramionami. Ten tor również ma swój klimat, który bardzo lubimy i jeśli tylko mamy możliwośc, przyjeżdżamy tutaj.
Kto wie, czy gdyby nie nasz pierwszy trening, przeżylibyśmy naszą żużlową przygodę, dzięki której poznaliśmy wielu wspaniałych przyjaciół, znajomych, zwiedzili tyle pięknych miejsc jak Liberec, Praga czy Stany Zjednoczone.